Joga w Indiach i Nepalu 2013 – śladami Buddy – część 1; Sarnath

Joga w Indiach i Nepalu 2013 – śladami Buddy – część 1; Sarnath

Kolejna wyprawa do Indii z Akademią Asan, odwiedzenie 4 miejsc związanych z nauką Buddy (Lumbini, Bodh Gaya, Sarnath, Kushinagar), trekking w Nepalu w rejonie Annapurny, wizyta w Parku Narodowym Chitwan, dla odważnych spływ pontonami po rwącej himalajskiej rzece etc. Oto pierwszą część moich wrażeń jako współorganizatora wyprawy.

Wylot z Warszawy przez Dubai do Delhi. W Dubaiu przesiadka – powiew wielkiego świata, naftowy przepych. W konkursach na zdrapkę, jak to zauważył jeden z uczestników, Porsche Carrera, a nie Reno Clio, a zegarki w toaletach marki Rolex.

W Delhi jesteśmy rano około godz. 9. Zawsze przylatywałem w nocy, tym razem w porannych korkach przebijamy się do hotelu. I czego nie daje się nie zauważyć, jest prawie czysto, jak na nasze standardy i bardzo czysto jak na lokalne. Nienagannie utrzymane trawniki i brak śmieciowej ściółki wzdłuż drogi. Stosunkowo szybko docieramy do hotelu, na Paharganju też jakoś tak dziwnie czysto i relatywnie cicho. Po krótkim odpoczynku i śniadaniu wypuszczamy się na krótką wycieczkę do Bengali Sweet Shop z selekcją najdziwniejszych indyjskich specjałów na słodko i na słono. Chyba trochę przesadziłem z ilością pochłoniętej dokhli.

Pod wieczór mamy pociąg do Benares, klimatyzowany sleeper. Rano pociąg leniwie wtacza się na przedmieścia Varanasi – tutaj jakby czas się zatrzymał, hałdy śmieci, smród, biegające po torach półnagie dzieci. Na stacji czeka na nas wysłannik z hotelu, co oszczędza nam targowania się z riksiarzami – sprawnie upychamy się do żółtych tuk tuków i jak zwykle wyścig wśród ogłuszającego wycia klaksonów w stronę hotelu. Kierowca naszego tuk tuka czerpie najwyraźniej przyjemność z trąbienia non stop bez ładu i składu.

Przy dworcu ulice toną w śmieciach, ale im bliżej centrum, tym czyściej. Jest naprawdę posprzątane i prawie nie śmierdzi, coś się zmieniło od ostatniego razu. Wysiadka na King Road i dalej przez labirynt mikro-uliczek starego miasta pieszo. Na starym mieście, o dziwo, też czyściej, mniej zwierząt. W Alka Hotel wita nas ta sama ekipa. Śniadanie, odpoczynek i wyruszamy do Sarnath – pierwszego z miejsc związanych z nauką Buddy.

Tym razem jesteśmy upychani do dużych klimatyzowanych terenówek – po 7 osób do jednego auta, co wprowadza lekką konsternację – Muna, nasz lokalny przewodnik, z rozbrajającym uśmiechem stwierdza, że Hindusów do jednego auta wchodzi 10. Przy tak postawionej sprawie trudno o jakieś argumenty. Klima działa, podróż mija spokojnie.

W parku nad rzeką zlokalizowanym przy tym niepozornym miasteczku ponad 2500 lat temu książę Sidhardha Gotama znany jako Budda po raz pierwszy obwieścił światu swoje odkrycie. Szukając odpowiedzi na podstawowe pytania: Dlaczego ludzie cierpią? Dlaczego chorują? Dlaczego rodzą się i umierają? – odrzucił wszystkie obowiązujące w tamtych czasach filozofie, religie, koncepcje – postanawiając na własną rękę znaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytania.

W ówczesnych Indiach poszukiwania odpowiedzi na te pytania było bardzo rozwinięte. Istniały różne szkoły, koncepcje filozoficzne i niemal wszyscy z wyjątkiem niewielu zaangażowanych w jakieś niemoralne działania zgadzali się, że przyczyną ludzkiego cierpienia jest: ignorancja, pragnienia i niechęć.

Niemal wszyscy zgadzali się, że żeby przerwać cykl narodzin i śmierci – wyzwolić się, należy żyć moralnie, rozwijać umiejętność panowania nad swoim umysłem i oczyścić swój umysł, rozwinąć wewnętrzną mądrość, wgląd. Teoretyczna wiedza była mocno rozwinięta. Ludzie wiedzieli, jak żyć moralnie, istniały szkoły rozwijania panowania nad umysłem – samadhi, ale brakowało trzeciego, kluczowego elementu – skutecznych technik oczyszczania umysłu na najgłębszym, podświadomym poziomie, rozwijających wgląd i wewnętrzną mądrość.

Książę Siddhartha, zanim stał się Buddą, nauczył się najbardziej zaawansowanych w tamtych czasach sposobów koncentracji umysłu siedmio i ośmio pochłaniających jana samadhi. Jednakże odkrył, że nawet praktyka tych bardzo zaawansowanych technik koncentracji umysłu nie usuwa głęboko zakorzenionych zanieczyszczeń, które jak uśpione wulkany wciąż są aktywne głęboko na dnie umysłu.

W tamtych czasach były rozpowszechnione teorie, że poprzez ekstremalne wyrzeczenie, umartwienie, człowiek może pozbyć się ignorancji, pragnień i niechęci. Książę Siddhartha zanim stał się Buddą dołączył do grupy pięciu ascetów, którzy praktykowali umartwianie się poprzez życie w wielkiej niewygodzie i ekstremalne głodówki. W pewnym momencie książę stwierdził jednak, że droga ekstremalnych wyrzeczeń, podobnie jak droga hedonistycznych przyjemności nie zaprowadzi go do ostatecznego celu poznania prawdy o otaczającej nas rzeczywistości i poznania przyczyn cierpienia.

Sidhartha postanowił porzucić swoich kolegów i udał się do miejsca nazywanego dziś Sujata place w Bodhgaya. Po odkryciu ostatecznej prawdy dotyczącej naszej rzeczywistości, istnienia cierpienia, jego przyczyn, sposobu jego ustania i ścieżce prowadzącej do ustania cierpienia Siddhartha, będący już Samasambuddhą – czyli tym, który odkrył naukę Dhammy (uniwersalnego prawa natury) na nowo, w czasach, kiedy była ona nieznana – udał się do Parku Jeleni w Sarnath. Początkowo praktykujący tam asceci postanowili go ignorować, uważali, że poddał się, porzucając ścieżkę wyrzeczeń i samoumartwienia. Jednak gdy zbliżył się do nich, blask i niezwykła wibracja, którą emanował, sprawiły, że oddali mu cześć i wysłuchali pierwszego wykładu Dhammacakkapavattana – wprawieniu w ruch koła Dhammy. Szlachetna ośmioraka ścieżka, prowadząca do wykorzenienia przyczyn cierpienia, składa się z ośmiu części podzielonych na trzy działy:
sila – moralność, właściwe życie
samadhi – właściwa koncentracja umysłu, panowanie nad swoim umysłem
panna – mądrość, wgląd wynikający z oczyszczania umysłu.
Każdy kto praktykuje sila, samadhi, panna wcześniej czy później stanie się szlachetną, świętą ostatecznie wyzwoloną osobą.

Park Jeleni w Sarnath nie jest jakimś imponującym obiektem. Trochę pozostałości po budowanych tu stupach, wielka Stupa Asoki i trochę dających cień, pięknych drzew. Pod jednym z ich spędzamy większość czasu, każdy z uczestników wyprawy mówi kilka słów o sobie – jest cicho, ciepły wiatr orzeźwia, rozpraszając gorące powietrze. Miejsce jest spokojne i cicho jak nie w Indiach – aż się nie chce ruszać. Ale czas w drogę, posiłek w lokalnej restauracji chola batura – cieciorka i dwa w głębokim oleju smażone placki puri – tradycyjna hinduska przekąska.

Wracamy do Benares, po drodze wizyta w „goverment aproved silk center” – komiczna jest ta oficjalna podbudowa, wiozą nas do hurtowni jedwabiu, gdzie nasz przewodnik zgarnie prowizję za zakupy. Z drugiej strony sprzedawane produkty nie są oszukane jak na straganach Varanasi. Na początek imponująca prezentacja starodawnych technik wytwarzania jedwabiu, robi wrażenie czasochłonność tych sposobów. Przy krosnach kilkoro staruszków. Potem super sprawne pokazanie produktów – są mistrzami sprzedaży. Część grupy zaopatruje się w rożne fatałaszki i powrót. Wychodząc, jedna z uczestniczek zauważa, że sala z krosnami, gdzie była prezentacja, świeci pustką, a staruszkowie wcześniej misternie tkający, rżną w karty.

Wieczorna, barwna ceremonia Ganga arati, wieczorna regenerująca joga na tarasie z widokiem na Ganges, kolacja i lulu. Kolejny dzień w Benares spędzam w łóżku – coś mnie trafiło (może za dużo dokhli). Grupa z samego rana płynie łódką po Gangesie – wschód słońca, potem joga, śniadanie i przechadzki po starym mieście – relaks. Przesypiam prawie cały dzień, trochę sirsasany, tylko woda i czuje się znacznie lepiej. Jutro po jodze i śniadaniu wyjazd do Bodhgaya – drugiego celu naszej podróży. Trochę nas niepokoi brak kontaktu z miejscem, gdzie mamy zarezerwowane noclegi, nijak się nie daje do nich dodzwonić.